sobota, 9 lutego 2013

Rozpacz rodziców. Trzech braci zginęło w wypadku;(


W jednej chwili stracili niemal całą rodzinę. Karol (+19 lat), Marek (+18 lat) i Krzyś (+13 lat) zginęli. Przeżył tylko Daniel (17). Walczy o życie w szpitalu. Ten prawdziwy rodzinny dramat rozegrał się w Kozłowie w gminie Świecie w woj. kujawsko-pomorskim. Bracia zginęli w tragicznym wypadku samochodowym, gdy ich małe daewoo tico uderzyło w piaskarkę odśnieżającą drogę. Całe Technikum Mechatroniczne w Kozłowie modli się teraz o to, żeby Daniel przeżył. Jego stan jest ciężki. Chłopak nie ma pojęcia o śmierci braci. Taka informacja mogłaby go zabić



Osobowym autem jechało czterech braci. Wszyscy w wieku szkolnym. Mieli 19, 18, 17 i 13 lat. Spieszyli się na lekcje, ale nie wiadomo, czy przekroczyli dozwoloną prędkość. Warunki na drodze były złe. Samochód niezbyt masywny.
Pierwsze zorientowały się nauczycielki z technikum. Jeszcze nie wiedziały na pewno, ale czuły, że coś złego musiało się stać. Karol (+19 lat), Marek (+18 lat) i Daniel (17 lat) byli wzorowymi uczniami. Do szkoły zawsze dojeżdżali razem. Lubiani, ułożeni, ambitni. I nagle nie przyszli na zajęcia. Jedna z nauczycielek powiedziała o tym w pokoju nauczycielskim. W pokoju stało radia. Własnie powiedzieli w nim, że pod Kozłowem był straszny wypadek. Ktoś inny skojarzył, że chłopcy tą drogą dojeżdżają do szkoły. O Matko Przenajświętsza, żeby to tylko nie była prawda...
Dochodziła godz. 7. Do szkoły było już niedaleko. Na lekcje mieli na 7.10. Kiedy mijali nadjeżdżającą z naprzeciwka piaskarkę, ich daewoo tico wpadło w poślizg. Prowadził Karol. Najstarszy. Najbardziej odpowiedzialny.
Panowanie nad autem stracił momentalnie. Na drodze było ślisko. To dlatego jechała po niej piaskarka. Zderzyli się z nią czołowo. Ich małe tico dosłownie zostało rozerwane na strzępy. Dwaj z braci zginęli na miejscu. Dwaj zostali zabrani do szpitala. Ale jeden z nich zmarł na rękach lekarzy. Daniel wciąż walczy na życie
W wypadku zginęli 13, 18 i 19 latek. Daniel jeszcze nie wie, że jego bracia nie żyją. Koledzy ze szkoły modlą się o jego życie. W szkole odprawiono mszę.
Rodzicom o śmierci dzieci powiedzieli psycholodzy z centrum zarządzania kryzysowego przy starostwie powiatowym w Świeciu - pisze "Gazeta Pomorska". Jeden z nich pojechał do szpitala w Świeciu, gdzie był już tata chłopców. Drugi pojechał na pocztę do Dobrcza, gdzie pracowała ich mama.
"Gazeta Pomorska" tak opisuje ofiary: " To wzorowi uczniowie, zawsze obecni, bardzo dobrze wychowani... Jeszcze w sobotę dwóch starszych chłopców, którzy zginęli w tym wypadku, bawiło się na balu maturalnym. Chodzili do IV klasy Technikum Mechatronicznego.Młodszy, 17-latek, który walczy o życie, też uczy się w II klasie Technikum Mechatronicznego. Ewa Joachimiak, dyrektorka szkoły ogłosiła w placówce żałobę i odwołała wszystkie szkolne imprezy".
Dziennikarze "Gazety Pomorskiej" rozmawiali też z sąsiadką rodziny, która poniosła tę niewyobrażalną stratę: O tej rodzinie nikt nie powie złego słowa - uważa sąsiadka Iwona Banaś. - Takich ludzi ze świecą szukać, takie rodziny to rzadkość! Widzę ich, jak w czwórkę pomagają rodzicom w ogrodzie albo jak wchodzą do kościoła: mama pierwsza, mąż i chłopaki za nią. Siadają w trzeciej ławce, od najmniejszego do największego. I teraz jak to będzie? Sami zostaną? Jak oni zniosą tę rozłąkę? Jak im pomóc?!

czwartek, 20 września 2012

Rozdział 12 odrodzenie


- Ronnie, kochanie , musisz pozwolić jej odejść.
Nie całkiem docierało do mnie, co mówił Simon. Niby słyszałam jego głos, ale jego słowa nie docierały do mojej świadomości. Nie rozumiałam ich.
- Naprawdę musimy już iść - powiedziała Anastazja.
- Ona jest w szoku. Mówcie do niej spokojnie, powoli i spróbujcie pomóc jej wypuścić z objęć ciało Clary - odezwał się Jace.
Coś obejmowałam, tyle mogłam powiedzieć. Oczy miałam zamknięte i było mi strasznie zimno. Nie chciałam otwierać oczu. Pod przymkniętymi powiekami zobaczyłam uśmiechniętą, wesołą Clary. Taką chciałam ją zapamiętać. Uśmiechniętą, zdrową i szczęśliwą. Wtedy otworzyłam oczy, a wspomnienia zniknęły.
- Ronnie! Wróciłaś do nas! - zawołała Clary.
- Ronnie - powiedział do mnie poważnie Simon. - Będziesz musiała pozwolić jej odejść.
Cała czwórka obejmowała mnie i wszyscy płakali, a reszta naszej grupy znajdowała się kawałek dalej pogrążona w smutku. Wtedy zaczęłam uświadamiać sobie, co trzymam w objęciach. Powoli i z wahaniem spojrzałam w dół.
 Na twarzy Clary widać było spokój. Była bardzo blada, ale oczy miała zamknięte.
- Ronnie - odezwał sie Simon - powinnaś ją puścić.
 Nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłam w jego oczach ból. On pewnie z moich wyczytał to samo.
- Ale obiecałam jej, że z nią zostanę. - Mój głos się łamał.
- Zostałaś z nią. Przez cały czas. Ale teraz ona juz odeszła. Już nic dla niej nie możesz zrobić.
- Prosimy cię, Ronnie - dołączyła się cała reszta.
- Dobrze, tylko że nie wiem za bardzo, jak ją puścić. - Głos miałam ochrypły. Poczułam jak ciepłe łzy spływają mi po policzkach.
- Wezmę ją od ciebie - zaofiarował się Jace.
Zabraliśmy ciało Clary do jej rodziców, aby mogli się z nią pożegnać. Położyliśmy ją na łóżku w jej pokoju. Wychodząc obejrzałam się jeszcze za siebie, by po raz ostatni zobaczyć martwe ciało Clary spoczywające na łóżku. Wyglądała jakby zwyczajnie spała, wiedzialam jednak, że tak nie jest. Wiedziałam, że ona nie żyje. Tę noc spędziliśmy w hotelu. Cały czas myślałam o tym co się stało. Dlaczego pozwoliłam jej jechać z nami? Gdyby nie ja, to Clary nadal by żyła. Wszystkim było ciężko po stracie Clary. Weszłam pod prysznic, i stałam tam bardzo długo pozwalijąc, by łzy spływały mi po policzkach. Gdy weszłam do pokoju moi przyjaciele już tam byli. Porozmawialiśmy chwilę, a potem położyliśmy się spać. Rono usiadłam obok Simona i wszyscy zaczęli rozmawiać. Simon otoczył mnie ramieniem i przytulił, co trochę poprawiło mi nastrój. Simon był słodki i kochany (aż dziwne, że tak mu się podobam). Chwilę później coś przypomniało się Jace'owi.
- Gdy podróżowałem po świecie poznałem pewnego czarownika. On może przywrócić życie Clary.
- Dlaczego wczoraj tego nie powiedziałeś? Gdzie on mieszka? - zapytałam.
- Tu niedaleko.
- No to ruszajmy.
- Może najpierw zdejmij tą piżamę i ubierz coś innego ok.
- No tak całkiem o tym zapomniałam. Za chwilę będe gotowa.
Byłam bardzo podekscytrowana. Znów miałam nadzieję, że odzyskam przyjaciółkę. Podjechaliśmy do domu jej rodziców po ciało Clary, a potem ruszyliśmy do domu czarodzieja. Zapukaliśmy do drzwi, a gdy się otworzyły wyłonił się zza nich jakiś starzec.
- Witaj - powiedział Jace.
- O witaj młodzieńcze. Co cię do mnie sprowadza? - odparł starzec.
- Mam do ciebie małą prośbę. Znasz przerżne zaklęcia może znajdzie się jakieś na przywrócenie życia wampirowi?
- Może i tak.
- Proszę cię pomóż nam. To jest nasza przyjaciółka. Zaatakował ją wilkołak.
- No dobrze.
Starzec zaprosił nas do środka i kazał nam chwilę poczekać. Wziósł do pokoju ciało Clary i zaczął wymawiać jakieś dziwne słowa (pewnie jakieś zaklęcie).W pomieszczeniu rozbłysło światło, potem czarodziej oznajmił.
- Gotowe.
- Ale jak to? - spytałąm. - Przecież ona nadal nie żyje.
- Podejdź do niej i pzyjżyj się lepiej.
Zrobiłam to co kazał mi czarodziej. Podeszłam do Clary nachyliłam się nad nią i wtedy....Ku mojemu zdziwieniu Clary otworzyła oczy, a jej klatka piersiowa zaczęła unosić się w górę i w dół. Nie wierzyłam, że to się uda. A jednak. Bardzo się ucieszyłam i przytuliłam przyjaciółkę
- Clary! Cieszę się, że wróciłaś - powiedziałam.
- Ja też się cieszę - odparła Clary.
- Nawet nie wiesz jak się bałam, że straciłam cię na zawsze.
- Naprawdę nie musiałaś.  A jak potoczyła sie walka?
- Wygraliśmy. Osobiście zabiłam "Króla mroku"
- No to super.
- Wiem.
Podziękowaliśmy czarodziejowi i ruszyliśmy do domu rodziców Clary, aby się spakować i wrócić do internatu. Jej rodzina bardzo się ucieszyła na nasz widok. Szybko spakowaliśmy swoje rzeczy, a tata Clary zawiózł nas na lotnisko. W samolocie odespaliśmy nieprzespaną noc. Byłam chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. W internacie odbyło się dla nas przyjęcie powitalne. Później spotkałai Izzyi Jess.
- Elo! Jak było na wyprawie ratunkowej? - spytała Izzy.
- Nie twój interes. A tak w ogóle jaki dziś dzień? Bo snuje się za tobą frajerów cień.
- Jesteś zabawna.
- Napewno bardziej niż ty.
Po tych słowach odeszłam. I wszystko wróciło do normy. Ta opowieść miała szczęśliwe zakończenie, ale nie zawsze tak jest. Ja po prostu miałam szczęście.

środa, 4 lipca 2012

Mroczne zdarzenia (Rozdział11)

Zatrzymaliśmy się dopiero przed owym budynkiem. Normalnie wille są białe. Ta była cała czarna. Podeszliśmy do ogramnych drzwi i zapukaliśmy kilka razy kołatką. Wrota same sie otworzyły. W środku panował mrok. Jece zapalił światło. Willa była bardzo okazała, ale tak jak na zewnątrz w środku pomalowana była na czarno. Ruszyliśmy w górę po schodach i weszliśmy do największego pokoju jaki się tam znajdował. Gdy otworzyliśmy drzwi prowadzące do niego widok jaki tam zastaliśmy bardzo nas zadziwił. Na środku pokoju stali Justin, Selena, Elena i Alan oraz inni czarodzieje. - Cześć Selena! - krzyknęła Clary. - Witajcie. Bardzo długo na was czekaliśmy - powiedziała Selena. - Ale jak to? Co wy tu w ogóle robicie? - Mamy dla was małą niespodziankę a mianowicie "Król mroku" to mój ojciec. - To nie jest śmieszne. - Wcale nie chciałam żeby takie było. A teraz przepraszam, ale muszę się was pozbyć. Dała znak reszcie swoich ludzi, a ci ruszyli na nas. Zaczęliśmy uciekać, ale Justin mnie złapał. Próbowałam mu się wyrwał, lecz on był zbyt silny. Z pomocą ruszył mi Simon. Oderwał odemnie Justina. Zaczęłam uciekać kiedy spostrzegłam, że Simona dopadło kilka innych typków. Chciałam mu pomóc, ale Jace złapał mnie za ramie i pociągnąl w stronę wyjścia. Cały czas krzyczał do mnie "Musimy uciekać. Później po niego wrócimy". Nie chciałam go słuchać, ale w końcu zabrakło mi sił. Wybiegliśmy z budynku. Na zewnątrz byliśmy bezpieczni. Po jakimś czasie odezwałam się: - Simon. Muszę po niego wrócić.nie zostawi,ę go tam - Teraz mu nie pomożesz. Nie bój się ociecuję, że go im odbijemy - powiedział Jace. - A ty mógłbyś siedzieć spokojnie gdyby to się przytrafiło Clary a nie Simonowi? - Raczej nie. Naprawdę wiem co czujesz. - Ale wrócimy po niego tak? - Tak. - On się poświęcił dla mnie. Gdyby nie ja to wszystko byłoby dobrze. Nie daruję sobie jeśli coś mu się stanie. - Nawet tak nie myśl. Nic mu się nie stanie. Wróci z nami do domu cły i zdrowy. Przez jakiś czas obmyśliliśmy nowy plan. Potem zebraliśmy dość dużą grupkę naszych sojuszników. Każda pomoc nam się przyda. Gdy wszystko było gotowe wróciliśmy pod wille. Zastanawie mnie tylko skąd "Król mroku wiedział jak wyglądamy". no tak, pewnie ta podstępna żmija Selena mu wygadała. Tym razem przyszliśmy pod budynek w przebraniach. Anastazja była ekspertką od kamuflażu. Zapukaliśmy do drzwi. Otwozyła nam Elena. - Dzień dobry - powiedziałam zmienionym głosem. - Czego tu chcecie? - spytała Elena. - Popsuł nam się samochód i chciałam zapytać czy moglibyśmy stąd zadzwonić. - Przyukro mi, ale nie. - Bardzo prosimy. To zajmie tylko chwilę. - No dobrze, ale to mo być naprawdę krótka chwila. Weszliśmy do środka budynku. Zaraz gdy Elena zamknęła drzwi Jace odwrócił się i złapał Elenę. Ta chciała krzyknąć, ale Jace był szybszy i zakrył jej usta ręką. Później reszta chgłopaków z naszej grupy przejęła Elenę w swoje ręce. Jak narazie nasz plan przebiegał pomyślnie. Od razu udaliśmy się do tego sameg opokoju co ostatnio. Oczywiście czekaj tam na nas komitet powitalny. - O! Witajcie znowu - powiedział Justin. - Przyszliśmy tu tylko po Simona.Nie wyjdziemy stąd bez niego - odpowiedzialam. - Czy wy naprawdę jesteście tacy głupi, że myślicie że tak po prostu wam go oddamy? - Tak po prostu moze nie, ale możemy zrobić małą wymianę. - Skinęłam głową i dwoje chłopaków podeszło razem z Eleną obok mnie. - To jak będzie? - No dobra. Ej wy tam! - Justin krzyknął do innych czarodziejów. - Przyprowadźcie Simona. Czarodzieje od razu spełnili prośbę Justina. Gdy wprowadzili Simona o sali zauważyłam, że jest z nim coś nie tak. Miał jakis dziwny wyraz twarzy. - Co mu zrobiliście? - spytałam. - Rzuciliśmy na niego mały czar polegający na tym, żeby ten o tu - wskazał na Simona - przeszedł na naszą stronę. - Jace? Wszystko z tobą w porządku? - zwróciłam się do ukochanego. - Kim ty w ogóle jesteś. Daj mi spokój i wynoś się stąd! - krzyknął Jace. - Jak to ty mnie nie poznajesz? - łzy stanęły mi w oczach. - Przecież to ja Ronnie twoja dziewczyna. - Ja nie mam dziewczyny. - Ale jak to skarbie? Błagam przypomnij sobie, albo chociaż spróbuj. - Ronnie poczekaj. To nic nie da. Spróbujemy inaczej - próbował uspokoić mnie Jace. - Ale jak? - Simon? Ta tu dama to twoja dziewczyna i moja siostra. Bardzo się kochacie i chcecie być razem. Musisz coś z tego pamiętać. Mam do ciebie prośbę spójrz jej w oczy. W imie miłości. Simon ku mojemu zdziwieniu posłuchał Jace'a i spojrzał mi głęboko w oczy. Wtedy spróbowałam wykorzystać sytuajcę i zaczęłam do niego mówić: - Simon kotku. Pamiętasz jak miło razem spędzaliośmy czas w Akademii Wampirów? Jak byłam nowa w szkole i całkiem zagubiona a ty mi pomogłeś? Bo ja pamiętam to doskonale. To były wspaniałe i niezapomniane chwile. Może ty mnie już nie pamiętasz i nic do mnie nie czujesz, ale ja nadal cię kocham. W oczach Jace'a coś się zmieniło. Wrócił jego dawny wyraz twarzy, a mi kamień spadł z serca. - Jasne, że pamiętam. Tego nie da się zapomnieć i wiedz, że kocham cię najbardziej na świecie. Padliśmy sobie w ramiona. Bardzo się ucieszyła, że odzyskałam chłopaka bez którego moje życie nie miało sensu. A Elena wykorzystała okazję i uciekła do swoich. - Jakie to wzruszające. Brawo niezłe przedstawienie. No, ale koniec tej szopki. To po mnie tu przyszliście jestem "Królem mroku". Spostrzegłam wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach wyłaniającego się z cienia. - Ty... - zaczęłam. - Zabiję cię! - Tak? Proszę bardzo. - My jej w tym pomożemy - dołączyli moi przyjaciele. - O popatrzcie co za wierność i oddanie przyjaciółce. Warte podziwu. - Ty zapewne nikomu nigdy nie byłeś wierny ani oddany i nie wiesz jaie to uczucie - Jace. - Masz rację. Nigdy nie byłem nikomu oddany ani wierny, ale tego nie żałuję. - Jak ty mogłeś zamordować mi rodziców?! - spytałam. - O to było dziecinnie proste - prowokował mnie "Krol mroku". - Byli tacy słabi, bezbronni i... bezużyteczni. Zrobiłem przysługę światu pozbywając się was ludzi. To ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym obrzydzeniem. - Ty podły dupku! Myślisz, że wszystko ci wolno. Zaraz się przekonasz, że jednak nie. Ruszyłam na niego nie myśląc co robię. Moi przyjaciele ruszyli za mną i tak rozpoczęła się nasza walka. Nie wiedziałam co robię mój jedyny cel to zabić tego podstępnego drania, Na początku szło nam całkiem nieźle, ale potem wszystko zaczęło się psuć. Clary ruszyła na Elenę, a ta w złości zmieniła się w wilkołaka i......rozszarpała jej ciało. Chciałam jej pomóc, ale było za późno. "Król mroku" zapatrzył się na tą scenę, a wtedy ja miałam okazję. Szybko do niego podbiegłam i wbiłam mu sztylet prosto w serce. "Król mroku" wydał z siebie zdławiony dźwięk i to był jego koniec Robiłam tak jeszcze kilka a może i nawet kiolkadziesiąt razy i zapewne nie przestałabym gdyby nie Jace. - Ronnie. Przestań to już koniec. Pomściliśmy śmierć rodziców, a teraz pomóż Anastazji i Clary one cię potrzebują. Oddałam sztylet Jace'owi i podeszłam do przyjaciółki i jej siostry.Clary leżała w kałuży krwi. - Nie patrz. - Szepnął mi do ucha Simon. - Na litość boską, nie patrz. Nie słuchałam go. Uklękłam obok przyjaciółek. Clary zaczeła się okropnie trząść. Płacząc, przyciągnęłam ją do siebie, wzięłam na kolana i zaczęłam kołysać jak małe dziecko, powtarzaąc bez przerwy, że wszystko będzie dobrze i że jej nie opuszczę. - Ronnie mam do ciebie prośbę. - Jaką. Zamieniam się z słuch kochana. Zrobię co tylko chcesz. - Ty już właściwie nie masz mamy ani taty i pewnie jest ci ciężko, więc jeśłi umrę to może powiesz mojej mamie, że teraz ty będziesz jej córeczką? Myślę, że mniej się będę o was martwiła i łatwiej mi będzie odejść, jeśłi będę wiedziała, że macie siebie. Aha i jeszcze coś powiedz moim rodzicom, że ich kocham. Łzy coraz bardziej spływały mi po policzkach. Musiałam się trochę opanować, aby jej odpowiedzieć. - O nic się nie martw. Powiem im. Jej powieki zatrzepotały, po czym leciutko się uśmiechnęła. Oczy miała całe czerwone od łez. - To dobrze. Mama świetnie się tobą zajmie. Zostaniesz tu ze mną? - Nigdzie nie odchodzę. Odpocznij sobie teraz. Wszyscy z tobą zostaniemy. - Ok - powiedziała cicho. Zamknęła oczy. Otetchnęła chrapliwie jeszcze parę razy. Potem poczułam, że leży w moich ramionach zupełnie bezwładna i już nie oddycha. Nie mogłam, albo nie chciałam uwierzyć w to, że moja najlepsza przyjaciółka umarła.

środa, 13 czerwca 2012

Wyprawa (Rozdział 10)

Kolega Jace'a podwiózł nas na lotnisko. Nasz samolot niedługo odlatywał. O mało co się nie spóźniliśmy. Gdy dotarlismy na lotnisko zostały nam tylko 2 minuty czasu, ale jakoś nam się udało. Mieliśmy miejsca niedaleko siebie. Podróż trwała kilka godzin. Strasznie nam się nudziło. Dobrze, że wzieliśmy ze sobą odtwarzacze MP3, czasopisma itd. Ja prawie cały czas słuchałam NPWM (Najlepszy Przekaz W Mieście). Są świetni. Ich piosenki opowiadają o życiu. Nie takim idealnym jak w telewizji tylko o prawdziwym, o ludziach którym się nie powodzi w życiu. Uwielbiam ich, ale nie jestem jakąś ich psychofanką. Gdy dotarliśmy do Wenecji ruszyliśmy prosto do owej szkoły gdzie miał odbyć się bal (każdy miał tam swój pokój więc nie musieliśmy iść do hotelu). Szkoła była ogromna. Miała grube, długie mury, wszędzie były światła. W środku powitała nas jakaś kobieta. Miała długie czarne włosy i bardzo jasną cerę. Sukna kórą miała na sobie była prosta lecz elegandzka. Była czarna i obcisła z dekoltem w kształcie litery V. - Witajcie - powitała nas nieznajoma. - Mam na imię Marlena i jestem dyrektorką tej tu szkoły. - Robi wrażenie - powiedział Simon. - Wiem - odpowiedziała Marlena. - Wasze pokoje znajdują się na drugim piętrze numery dostaniecie po owicjalnym powitaniu. - Aha dobrze - powiedziała Clary. Powitanie przypominało coś w rodzaju apelu. Nie trwało zbyt długo. Kilka tutejszych nauczycielek opowiadało coś o tym miejscu. Dowiedziałam się także który mam numer pokoju. Na szczęście pokoje mój, Clary. Simona i Jace'a znajdowały się niedaleko siebie. Postanowiliśmy, że później wypytamy kogoś o cel naszej wyprawy czyli zabójce naszych rodziców. Byłam zmęczona po podróży więc szybko zasnęłam. Nazajutrz miał odbyć się bal. Śniło mi się, że odnajdujemy tego zabójce i mścimy śmierć naszych rodziców. Chciałabym, żeby to było takie proste. Po kilku godzinach snu obudziła mnie Clary. Gdy ona jest blisko mnie nie potrzebuje budzika. To jest dla mnie bardzo wygodne. - Ziemia do Ronnie! Żyjesz? - spytała Clary. - Co, jasne że tak - odpowiedziałam. - Tylko mi nie mów że znów się zamyśliłaś. - Dobrze nie powiem. - Ronnie! - No co? - Nic. - Aha no spoko. Ubrałam się i razem z Clary zeszłam na dół gdzie czekali już na nas Jace i Simon. Pochodziliśmy chwilę po szkole, ale tylko chwilę bo później nauczyciele tej placówki zaczęli zbierać wszystkich przybyszy na jakieś tam zebranie czy coś. Oczywiście jak to na zebraniach były nudy na maksa, ale jakoś udała nam się przeżyć. Poznaliśmy tam kilka fajnych osób np. Selenę i Justina dwójkę czarodziejów a także dwa wilkołaki Elenę i Alana. Po zebraniu udaliśmy się na śniadanie. Stołówka była tu bardziej ekskluzywna niż w Akademii Wampirów do której ja uczęszczałam. Poczułam się jak księżniczka, a obok mnie był mój książe. Po śniadaniu Selena zaproponowała, że przedstawi nam resztę swoich czarodziejsko uzdolnionych przyjaciół. gdy szliśmy do jej pokoju mijały nas anioły, likantropy, zombi i wiele innych istot nie z tego świata. Pokój Seleny przypominał mój. Ciekawe czy wszystkie pokoje tutaj są do siebie podobne. Poznałam jeszcze kilka nowych osób. Fajnie mi się z nimi rozmawiało. Jace, Simon i Clary też byli zadowoleni. Jakiś czas później zajęliśmy się wypytywaniem o naszego poszukiwanego. Nie dowiedzieliśmy się zbyt dużo. Tylko tyle, że przebywał tu jakiś czas, ale niedawno wyjechał do swojej willi w Nowym Jorku. Nie znamy jego nazwiska ani imienia, ponieważ ciągle je zmienia, ale ma pseudonim "Król mroku". Kurczę a już miałam nadzieję, że go znajdziemy. No nic niedługo wyruszymy w dalszą podróż. Niedługo miał odbyć się ten wielki bal może jak się trochę zabawię to zapomnę chociaż na jakiś czas o tym wszystkim. Hmm może ubiorę tę suknię, którą dostałam od Simona.Tak, to dobry wybór ona jest przepiękna. No dobrze dziś faktycznie trochę za dużo myślę, ale to nie moja wina, że mam o czym. Wróciłam do mojego pokoju, położyłam się na łóżku i zaczęłam słuchać muzy z MP3 oczywiście pierwsza była piosenka NPWM. Oni są niesamowici. Przeleżałam tak chyba z godzinę. Całkiem straciłam poczucie czasu. Później ja, Simon, Jace i Clary pozwiedzaliśmy teren szkoły. Tak jak w budynku na zewnątrz było cudownie. Piękne widoki, wielkie okazałe ogrosy z kwiatami i wgl. Mogłabym tak chodzić cały czas, bez końca. Nigdy przedtem niewidziałam takiego miejsca. Po krótkim spacerze był już czas na obiad. Potem razem z Clary zaczęłam przygotowywać się do balu. Drugi bal w tym tygodniu nieźle zważywszy na to, że nie lubię chodzić na bale i takie tam. Zrobiłam sobie mega śliczną i elegancką fryzurę, a Clary zrobiła sobie warkoczyk który nosi nazwę "rybi ogon" czy coś w tym stylu. Ubrała długą, obcisłą, czarną sukienkę wyglądałyśmy jak najprawdziwsze księżniczki. Gdy już byłyśmy gotowe musiałyśmy jeszcze tylko poczekać aż Simon i Jace po nas przyjdą. Obgadałyśmy trochę sprawę "Króla mroku" (ja osobiście uważam, że ten pseudonim do niego nie pasuje no ale coż to tylko moje zdanie). Clary też miała nadzieję, że niedługo go dopadniemy. Może w tej jego willi. Nasze rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Podeszłam otworzyłam je, a za nimi stali nasi wielbiciele. ruszyliśmy do sali balowej. W środku była już masa ludzi. Nie poczekajcie to złe określenie przecież żaden z nich nie jest człowiekiem. No więc w środku była już masa przeróżnych istot. Tak to bardziej pasuje. Porozmawialiśmy chwilę z naszymi nowymi przyjaciółmi, a potem zaczęliśmy tańczyć i wgl bawić się. Niezbyt dużo z tego pamiętam bo trochę za dużo wypiłam, ale to co zapamiętałam było super. Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy. No tak wczoraj za bardzo zaszalałam. Dziś planujemy wyruszyć w dalszą podróż, więc będe musiała jakoś wytrzymać. Jak zawsze rano wzięłam prysznic, umalowałam się trochę i wgl, a potem poszukałam jakichś fajnych ciuchów w mojej walizce. Ubrałam białe rurki a do nich niebieską tunikę i czarną rozpinaną bluzę. Nie chciało mi się szukać czegoś innego. To powinno być dobre. Razem z moimi przyjaciółmi udałam się do stołówki i zjadłam szybkie śniadanie (chciałam jak najszybciej wyruszyć w dalszą wyprawę). Pożegnaliśmy się z wszystkimi i zamówiliśmy taksówkę na lotnisko. No i znowu spędze jakiś czas w samolocie. Tym razem byliśmy na czas i nie musielismy się spieszyć. To jest nic musieliśmy nawet chwilę zaczekać. Lecieliśmy samolotem pierwszej klasy. Było w nim wygodniej niż w poprzednim. Po kilku godzinach wylądowaliśmy w Nowym Jorku. To miasto było mega wielkie, ale ja jednak wole mniejsze miejscowości. Zatrzymaliśmy się u rodziców Clary (ale to dobrze, że mieszkali w miejscowości znajdującej się tylko kilka kilometrów od Nowego Jorku. dziś było już dość późno więc postanowiliśmy, że jutro udamy się do willi "Króla mroku". Ja dzieliłam pokój razem z Clary, a Simon z Jace'em. Mama Clary przygotowała przepyszną kolację, a jej tata i starsza siostra Anastazja byli bardzo uprzejmi. Po kolacji ogarnęłam się trochę i położyłam się spać. Rano gdy się obudziłam usłyszałam jakieś głosy dobiegające z kuchni podeszłam do drzwi i zobaczyłam za nimi Anastazję i jej ojca. Dziewczyna stała jak słup, w ogóle nie słuchając, co jej tata do niej mówi. Usłyszałam kawałek ich rozmowy. - Poczekaj w końcu zaoponowała. - Powtórz - Powiedziałem, że to koniec! Masz z nim zerwać, rozumiesz? Bo jak nie to... - To co? Zakażesz mi chodzić do niego, zamkniesz mnie w pokoju? Pff... - Prychnęła ironicznie. - Jestem już dużą dziewczynką i nie będziesz mi mówił, z kim mam się spotykać, a z kim nie! - Mówiła. - Nie rozumiem... Co z nim jest nie tak? - Zadała pytanie. - On nie jest partią dla ciebie! Ty jesteś, albo byłaś ułożona, mądra, inteligenta, spokojna... ! - Za mało czasu ze mną przebywałeś. Zdecydowanie za mało. więc nie masz prawa mówić, jaka byłam, a jaka jestem! Wiesz, co Ci powiem?! Tobie chodzi o to że on nie ma kasy... Prawda?! - Ależ skąd. - Szybko zaprzeczył jej tezie. - Po za tym nie ma studiów, więc nawet gdyby chciał zrezygnować dla Ciebie z tej pracy, to nic innego nie będzie mógł robić, chyba, że na budowie, harować 12 godzin, co dzień. Kim on jest córciu? Ciągle jakieś ważne 'misje', niebezpieczeństwo, sama się o tym przekonałaś. - Boże... Aleś ty głupi! Myślisz, że studia to priorytet? Nie w tych czasach mój drogi! Z resztą, co Cię obchodzi, to czy będziemy mieli, za co kupić chleb, czy nie? To tylko i wyłącznie nasza sprawa. - W oczach jej ojca pojawił się ból. - Jak rozumiem ty zaplanowałeś mi świetlaną przyszłość,co? Bogaty mąż pewnie jakiś sędzia, albo adwokat. Duży dom, dwójka dzieci, siedzenie w SPA. Nie chce mieć podanego na tacy, bo to mi na dobre nie wyjdzie i ty jako mój ojciec powinieneś o tym dobrze wiedzieć. - Skończyła, po czym wyszła z domu trzaskając drzwiami. Wróciłam do łóżka. Nie chciałam, żeby ktoś pomyślał, że ich podsłuchuję. Jakiś czas później obudziła się także Clary i razem poszłyśmy na śniadanie chłopacy dołączyli dopiero później. Po śniadaniu szybko ubraliśmy się itd. Anastazja wróciła kilka godzin później, a my rusyliśmy do willi "Króla mroku".

sobota, 9 czerwca 2012

Świat cieni (Rozdział 9)

Wieczorem Martyna mnie obudziła. Widać było po niej jaka jest podekscytowana i ciekawa. Dała mi się uporządkować a potem zaczęła zadawać pytania: - I jak było wczoraj na balu? - Świetnie. Mój zaginiony brat się odnalazł. - Nie świruj. Naprawdę? - Tak. - Bez kitu. Ale wypas. - Spędziłam z nim całą noc. - A co z Simonem? - Poszedł gdzieś z Clary. Wiedział jakie jest dla mnie ważne to, że Jace się odnalazł. - Masz szczęście, że trafił ci się taki chłopak. - Wiem. Ja i Jace postanowiliśmy razem wytropić zabójce rodziców. Jutro udamy się do mojego dawnego domu szukać tropów. - A Simon idzie z wami? - On jeszcze nic o tym nie wie. - Aha. Ale raczej nie puści cię tylko z Jace' em. - Też tak mysle. Chętnie polansowałabym sie z tobą, ale muszę iść odwiedzić Jace' a. Jak chcesz to możesz iść ze mną. - O, dzięki. Chętnie pójdę. Udałyśmy się więc do pokoju Jace' a. Chyba spodobał się Martynie bo cały czas na niego patrzała i wgl. - Przepraszam was na chwilę, ale muszę iść porozmawiać z Siomnem - powiedziałam. - Nie ma sprawy - odpowiedział Jace. Wyszłam z jego pokoju, ale oczywiście zostawiłamz nim Martynę. Postanowiłam odszukać Simona i z nim porozmawiać. Znalezienie go nie było trudne. Siedział obok fontanny. - Hej - rzuciłam. - Cześć - odpowiedział. - Chciałam z tobą porozmawiać. - O czym? - Ja i Jace chcemy jutro wyjechać na poszukiwanie zabójcy naszych rodziców. - Aha. Nie puszczę cię tylko z nim. To może być niebezpieczne. - Więc co proponujesz? - Pojadę z wami. - Dobrze. Jezeli chcesz. - A jak było wczoraj na balu? - Fajnie. I przepraszam, że caly czas przebywałam z Jace' em. - Nie szkodzi. Rozumiem. Myślałaś, że nie żyje aż tu nagle on się odnajduje. To normalne, że chcialaś z nim trochę pobyć. To o ktorej wyruszamy na te poszukiwania? - Coś ok 22.30. Pasuje ci? - Jasne, że tak. Ale jest jeden mały problem. Powiedziałaś o tym Sarze? - Jace jej powiedział. - I zgodziła się abyś opuściła mury szkoły? - Tak. - To dobrze. Po tej rozmowie wróciłam do pokoju Jace' a. Martyny już tam nie było. - Gdzie jest Martyna? - zapytalam. - Powiedziała mi, że musi już iść - odpowiedział Jace. - Ale chyba jej nie uraziłeś? - Nie no skąd. Przecież wiesz, że jestem mega uroczy. - Hmm ciekawe... No, ale mniejsza z tym. Simon idzie jutro z nami. - Aha. Przyda nam się pomoc. - Wiem. A nie będziemy potrzebowali żadnej broni? - Jesteśmy wampirami. Ale nie bój się załątwie jakąś broń. A teraz sorki, ale musze iść na lekcje. - Spoko. To do zobaczenia później. W drodze do pokoju na szczescie nikogo nie spotkałam. Dziś lekcje zaczynałam trochę później, więc miałam jeszcze trochę czasu. W pokoju była tylko Clary. - Hej. co tam? - rzuciłam. - Cześć. Nic nowego. Byłaś u Jace' a? - Tak. - Aha. - Od jutro przez jakiś czas będziesz miała cały pokój dla siebie. - Jak to? - Ja, Jace i Simon wyjeżdżamy na jakiś czas. - Ale wrócicie tak? - Tak, ale za jakiś czas. - Chcę jechać z wami. - Nie możesz to zbyt niebezpieczne. - Nie obchodzi mnie czy to jest niebezpieczne. Nie takie przygody już przeżyłam. - No dobra, ale nie mów o tym nikomu. - Oki. Po obiedzie przygotowałyśmy się do jutrzejszej wyprawy. Duzo o niej myślałam. Co prawda bałam się trochę jak to wszystko się potoczy, ale chciałam pomścić śmierć rodziców. Na pierwszy rzut oka widać było, że Clary jest bardzo podekscytowana. Ale u niej to normalne. Później rozmawiałam chwilę z Jace'em. Powiedział mi, że dostał cynk gdzie może podziewać się poszukiwany przez nas morderca. Jest tylko jeden mały problem. Otóż okazało się, że poszukiwany podobno jest w Wenecji w szkole dla wampirów. Niedługo miał odbyć się tam jakiś bal na który byli zaproszeni czarodzieje, wilkołaki itp. Jace powiedział, że tam nie możemy nikomu zaufać. No chyba, że go znaliśmy już przedtem. Po kolacji szybko położyłam się spać. Musiałam być wypoczęta na jutro. O dziwo nic mi się nie śniło. Noc minęła mi szybko. Rankiem wyruszyliśmy w podróż.

czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 8 (Mroczna historia)

- Cześć. Jestem Simon, a to jest Ronnie.
- Ronnie nic ci nie jest? - zapytała Clary.
- Nie. Po prostu Jece mi kogoś przypomina.
- A mogę wiedzieć kogo? Bo ty też masz w sobie coś podobnego do pewnej bliskiem mi osoby. - Spytał Jace.
- Tylko nie pomyśl sobie, że jestem dziwna czy coś, ale przypominasz mi mojego starszego brata który zaginął kilka lat temu. Też miał na imie Jace.
- Naprawdę? Bo ja mam siostrę o imieniu Ronnie, ale nie widziałem jej od śmierci naszej matki.
- Czy to możliwe, że Jace ten, który stoi tu przed tobą jest twoim bratem? - Spytał Simon.
- Czy ja wiem. Jest do niego bardzo podobny. - Odpowiedziała Ronnie.
- Poczekajcie mam pomysł. Moja siostra miała na lewym ramieniu bliznę w kształcie serca. Ronnie możesz pokazać swoje ramie?
- Tak, jasne.
Zdjęłam bolerko (nałożyłam je na moją piękną sukienkę, oczywiście było czarne aby do niej pasowało). Gdy pokazałam ramie wszyscy zamarli. Widniała tam blizna... w kształcie serca.
- Ronnie to naprawde ty?! - Powiedział szczerze szczęśliwy Jace.
- Tak. Chyba tak. - Odpowiedziałam.
- To może my zostawimy was samych - powiedzieli równocześnie Simon i Clary, po czym odeszli.
- Bez kitu. Nie wieżyłem, że jeszcze kiedyś cię spotkam - powiedział Jace.
- Ja myślałam, że nie żyjesz - odpowiedziałam.
- Tak szczerze to niewiele pamiętam. Tylko to, że wieczorem szedłem na grób mamy i wtedy... dostałem czymś ciężkim w głowę. Później obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu i był tam jakiś facet. Powiedział, że teraz przyszła moja kolej. Podejrzewam, że to zabójca mamy. Ręce miałem przywiązane grubym łańcuchem do ściany. Pewnego dnia koleś przyszedł, a w ręce trzymał nóż. Podszedł do mnie i zaczął przecinać mi skórę. Krew lała się strumieniami. Gdy skończył swoje dzieło wywiózł mnie gdzieś ledwo przytomnego. Tam znalazła mnie jakaś piękna dziewczyna. Miała na imie Gabriella. Zawiozła mnie do swojego domu. tam opatrzyla moje rany, ale to nic nie dało. I wtedy powiedziala, że jest tylko jeden sposób abym mógł przeżyć. Pewnego dnia złożyła mi propozycję: albo umrę albo zostanę tym kim ona była. Jak się pewnie domyślasz ona była wampirem. A ja zgodziłem się na to by stać się takim jak ona.Moja przemiana w wampira była przeżyciem, którego nigdy nie da się zapomnieć. Gabriella wpiła swoje zęby w moją tętnicę, a ja poczułem, jak wraz z każdą kroplą krwi uchodzi ze mnie życie. Byłem bliski oszołomienia i utraty zmysłów. Choć wiedziałem ,ze umieram nie chciałem przerwać tego doznania. Kiedy wypiła ze mnie prawie całą krew, zapytała raz jeszcze, czy chcę dostąpić zaszczytu przemiany w wampira. Leżąc w jej ramionach pragnąłem życia jak chyba nikt na świecie. Mgnienie chwili dzieliło mnie od śmierci. Wyszeptałem tylko ochrypłe „tak”. Wtedy podwinęła swój lewy rękaw i zębami rozszarpała swój nadgarstek. Przystawiając go do moich ust rzekła – Niech się stanie! – i pozwoliła mi pić. Przywarłem do niego łapczywie i w tym momencie przez mój umysł przemknęły miliony scen, tysiące myśli, setki uczuć. Nie należały one do mnie. To były jej myśli, jej uczucia, jej życie napełniające moje martwe ciało. Przeżyłem ekstazę nieporównywalną z żadnym ludzkim uczuciem. Nigdy potem, pijąc krew człowieka, nie czułem się tak cudownie, jak w tej jednej chwili. Dla mnie mogła trwać całą wieczność, jednak Gabriella odjeła swój nadgarstek od moich ust, a ja straciłem przytomność. Tak zaczęło się moje nie-życie jako wampira. Przeżyłem ekstazę nieporównywalną z żadnym ludzkim uczuciem. Nigdy potem, pijąc krew człowieka, nie czułem się tak cudownie, jak w tej jednej chwili. Dla mnie mogła trwać całą wieczność, jednak Gabriella odjeła swój nadgarstek od moich ust, a ja straciłem przytomność. Tak zaczęło się moje nie-życie jako wampira. Żyłem od zmierzchu do świtu, zaangażowałem się w życie społeczne wampirów, z czasem zyskałem sobie szacunek innych i przyjaźń Starszyzny, która dla wampirów jest wyrocznią i świętością. Jednak nic nie trwa wiecznie. Gabriella gdzieś zniknęła, a członkowie Starszyzny wysłałali mnie do Oklahomy gdzie przebywała wtedy Clary i kazali mi ją zabić, ponieważ uważali, że jest niebezpieczna. Na początku pomyślałem, że to tylko małe zadanie.Znalezienie jej nie było trudne. Nie zacierała po sobie śladów, była nieostrożna i działała chaotycznie. Trafienie na jej trop zajęło mi niecałe dwie noce. Trzeciej nocy doszło między nami do konfrontacji. Odkryłem ją w ciemnym zaułku podczas polowania, posilała się akurat jakimś człowiekiem. Była raczej niska i drobna, jejciało okrywał wystrzępiony czarny płaszcz, a twarz skryta była w cieniu kaptura. Wtedy ona ruszyła na mnie. Walczyliśmy przez jakiś czas, a później całkiem przypadkowo zdięłem jej kaptur z głowy. Wtedy krzyknęła przeraźliwie. Moim oczom ukazała się burza czarno - różowych wlosów, piękna twarz, niebieskie oczy... Zakochalem się w niej od pierwszego wejrzenia. Ona cały czas była czujna. Później okazało się, że moja miłość jest odwzajemniona. Starszyzna nalegała jednak abym ją zabił, ale ja próbowałem to odwlec. W końcu postanowiliśmy, że uciekniemy razem gdzieś daleko, aby nikt nas nie znalazł. I tak trafiłem tutaj. Jednak cały czas myslałem o rodzinie. O mamie, tacie no i oczywiscie tobie. Od kilku lat szukam zabójcy mamy, ale jak narazie nie udało mi się go wytropić. A ty jak się tu znalazłaś? Dlaczego nie jesteś razem z tatą?
- Tata nie żyje. gdy się o tym dowiedzialam moje życie straciło sens. Myślałam, że nie mam już dla kogo żyć. Mama, tata i babcia już nie zyli, ty zniknęłeś i myślałam, że pewnie też jesteś martwy. I wtedy obiecałam sobie, że znajde tego drania, który zniszczył mi życie.
- Ja was szukałem. Pojechalem do naszego domu, ale tam nikogo nie było. Sąsiedzi powiedzieli mi, że się gdzieś przeprowadziliście. tylko, że nikt nie wiedział gdzie. Ale zaraz. Jak to tata nie żyje?
- Pewnej nocy wróciłam późno do domu, a tam już czekała na mnie policja. Powiedzieli, że ktoś znalazł ciało taty całkowicie opróżnione z krwi. Mówili, że wedlug nich to robota zwierząt, ale ja mam swoją teorie. I jak się dowiedziałam o śmierci taty wyszłam z domu i błąkałam się po mieście. Aż doszłam do ciemnego zaułku. I tam był... właściwie nie wiem kto to był. Poruszał się szybko i był cały czas w cieniu. Potem poczułam uklucie  na szyi. Jakiś czas później obudziłam się tutaj.
- Aha a udało ci się już do tego wszystkiego przystosować?
- Tak. Tylko trudno było się przyzwyczaić do tego, że my wampiry śpimy w dzień, a budzimy się i wgl robimy wszystko to co dotychczas, ale w nocy.
- No tak. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu cię odnalazłem.
- Ja też się cieszę braciszku.
- Hmm to może zatańczymy?
- Chętnie.
 Przetańczyliśmy całą noc. Było super. Chciałam teraz spędzać jak najwięcej czasu z Jace' em. I to nie było niezwykłe ponieważ mój brat w końcu się odnalazł. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Chciałam aby ta noc trwała wiecznie. Ale niedługo potem nadszedł świt i wszyscy poszli do swoich pokoi. Już nie mogę się doczekać następnego spotkanie z Jace' em.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Przeznaczenie (Rozdział 7)


- Ronnie obudź się. Spóźnimy się na lekcje. - na początku głos Clary wydał mi się lekko przytłumiony
- Dobrze, już dobrze. wstaję - powiedziałam jednocześnie mocując się z kołdrą.
- Ja cię przepraszam! Przespałaś kilka godzin! Nie powinnaś tak długo wysiadywać, jeśli potem nie możesz wstać. Za pół godziny zaczynają się zajęcia.
 - Holender! - Potarłam twarz, chcąc szybciej się dobudzić. - Przez to polowanie całkiem o tym zapomniałam.
- No, ale masz mnie.
- Tak. Co ja bym bez ciebie zrobiła.
- Ale wiesz, że dziś jest bal?
- Co? Jaki bal?
- To z okazji kolejnej rocznicy powstania naszej szkoły.
- Aha.
- Ja idę. A ty?
- Mam iść na jakiś bal, a co ja kopciuszek jestem?
- Nie chcę cię martwić ale to było pytanie retoryczne, ponieważ obecność na tym balu jest obowiązkowa.
- Aha. Czyli jednak jestem kopciuszkiem. A z kim idziesz?
- To niespodzianka. Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że jeszcze nie znasz tego chłopaka, ale dziś będzie twój szczęśliwy dzień. A ty pewnie przyjdziesz z Simonem?
- Nie wiem. Nie chcę jeszcze bardziej podpaść Izzy.
- Nie przejmój się nią. Po prostu baw się i nie zwracaj na nią uwagi.              
- Postaram się.
- No to super, ale wiesz co dam ci radę lepiej się pospiesz z ubieraniem. I nałóż na siebie porządny makijaż, bo jesteś blada jak trup. Za chwilę naprawdę się spóźnimy.
- A niech to! Już idę.
 Po tych słowach wparowałam do łazienki i szybko sie ogarnęłam. Chwilę potem popędziłam na lekcje. Oczywiście w całej szkole wisiały plakaty informujące o dzisiejszym balu. Hmm tylko jesli obecność jest obowiązkowa to z kim ja pójdę? Jest jeszcze trochę czasu, pewnie ktoś mnie zaprosi. Dziś na lekcjach nie bardzo mogłam się skupić. Cały czas myślałam o tym cholernym balu. Przez to, że wczoraj siedziałam do późna dziś zaspałam i nie zjadłam śniadania, ale jakoś w ogóle nie byłam głodna.
- Ponno Sparks? Czy pani mnie słucha? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Aury (to moja nauczycielka od zajęć teatralnych).
- Tak. Oczywiście.
- To dobrze. Tylko proszę abyś była trochę bardziej skupiona na lekcji.
- Dobrze. Przepraszam.
- Nie ma za co. Przecież każdemu może się to zdarzyć.
 Od tej pory staralam sie bardziej uważać na lekcjach. Dobrze, że teraz jest czas na obiad. Nie to zebym była głodna bo nie jestem tylko chcę odpocząć i porozmawiać z moimi przyjaciółmi. Od razu po francuskim udałam się na stołówkę. Po drodze jednak (zupełnie przypadkiem) wpadłam na Simona.
- O cześć - powiedział.
- Hej. Słuchaj przepraszam za wtedy, ale naprawdę byłam zajęta - odpowiedziałam.
- Nie szkodzi. Wiesz nie mam teraz zbyt dużo czasu ponieważ Sara kazała mi przyjść do swojego gabinetu, ale chciałem cię o coś spytać.
- Pytaj o co chcesz.
- No dobrze.Więc może pójdziesz ze mną na dzisiejszy bal?
- Z chęcią.
- No to super. A teraz przepraszam, ale muszę już iść.
- Nie ma sprawy pa.
No problem mojego partnera na dzisiejszy bal rozwiązał się sam. Tylko w co ja sie ubiorę? W mojej szafie chyba nie ma nic odpowiedniego na tę okazję. Ale cóż pomyślę o tym odrobinę później ponieważ teraz muszę obgadać kilka spraw z moją paczką przyjaciół. Podeszłam do naszego stolika i rzuciłam:
- Hej
- Cześć Ronnie - odpowiedzieli.
- Co tam u was? Macie już partnerów na dzisiejszy bal?
- Tak - powiedział Damian. - Dla przykładu nie wiem z kim idzie Clary, ale reszte znam. No więc Karina idzie z jakimś Adamem, Maciek z Agnieszką, Kamila z Arkiem, Bartek z Moniką, Martyna z Tomkiem, Patrycja z Marcinem, Kamil z Kasią, a ja z taką Oliwią.
- Aha.
- A ty z kim idziesz? - spytała Martyna.
- Z Simonem.
- Tak myślałam - Karina.
- Tak jak wszyscy - dodał Bartek.
 Jeszcze chwilę sobie pogadaliśmy i znów nadeszła pora na lekcje. Dziś pierwszy raz zaczęło mi się nudzić przez co lekcje zdawały się dłuższe. W czasie przerwy między angielskim a francuskim zaczepił mnie Siomon.
- Sorki, że ci przeszkadzam. Wiem, że jesteś zajęta. Ale wierz mi miałem ważny powód.
- Wclae nie jestem zajęta. Nawet się cieszę, że przyszedłeś. A co to za ważny powód?
- No właśnie to jest ten powód. - Wręczył mi duże białe pudło. - To dla ciebie.
Zdjęłam wieko. Okrzyk zachwytu wydarł się z piersi moich i pozostałych, który byli na korytarzu. W pudle spoczywała najpiękniejsza suknia jaką kiedykolwiek w życiu widziałam. Czarna (to mój ulubiony kolor), ale przetykana srebrną nitką, którz rzucała świetlne refleksy, gdy tylko padło na nią światło, migocząc i mieniąc się tysiącem błysków jak rozgwieżdżone nocne niebo.
- Simon, jaka ona jest piękna - wykrztusiłam ze ściśniętym gardłem, ponieważ usiłowałam nie wygłupić się i nie rozpłakać przy wszystkich ze szczęścia.
- Chciałem, żebyś miała coś wyjątkowegon na bal.
 Padliśmy sobie w objęcia w obecności wszystkich zebranych, po czym zadzwonił dzwonek i musiałam zaraz iść na lekcje. Przyciskałam do serca nową suknię podczas gdy w głowie kołatała mi się mysl: Nie jesteś go warta... Nie zasługujesz na niego.... Zanim weszłam do klasy udałam się jeszcze na chwilę do pokoju aby zanieść ten piękny prezent. Reszta lekcji jak zazwyczaj minęła mi szybko. W końcu nadszedł wieczór. Przygladałam się raz po raz, ciągle nienasycona widokiem nowej kreacji. Suknia byla prosta, ale jak dla mnie idealna. Miała okrągły dekolt, ale nie aż tak głęboki jak te suknie, które dziewczyny z mojej dawnej szkoly zazwyczaj ubierały na ważne okazje. Z krótkimi rękawami, obcisła do pasa, od talii w dół spływala swobodnie do ziemi, układając się w miękkie fałdy. Srebrne punkciki, którymi była usiana, migotały w świetle lamp przy każdym moim ruchu. Migotał także naszyjnik; który zawiesiłam na srebrnym łańcuszku. Dostałam go kiedyś od mojego wtedy bliskiego przyjaciela. Miałam kiedyś podobny, ale ten różnił się od niego co najmniej jedną rzeczą a mianowicie wysadzany był diamentami. No, ale koniec rozmyślania. Przecież nie mogę pozwolić aby Simon zbyt długo na mnie czekał. Zaesłam na dół. Tak jak myślałam już tam był. Gdy podeszłam do niego bliżej powiedział:
- Świetnie wyglądasz w tej sukni, tak jak myślałem.
- Dziękuję! Bardzo mi się podoba! - Obróciłam się wokół zalotnie, aby suknia zawirowała.
- Jak już mówiłaem wyglądasz bosko. A teraz może już pójdziemy na bal?
- Tak, oczywiście.
 Na sali balowej było już dość dużo par. Próbowałam wyszukać wzrokiem Clary i jej tajemniczego partnera.
 - Czego ty tak szukasz? - Spytał Simon.
 - Clary. Jestem ciekawa z kim przyszła.
- Nie powiedziała ci?
- Powiedziała, że to tajemnica.
- Ja już ją znalazłem.
- Naprawdę? Gdzie jest?
- Tam stoi - wskazał na koniec sali.
 Clary zauważyła nas w tym samym momencie co my ją, i razem ze swoim partnerem zaczęła iść w naszą stronę. Gdy byli już koło nas powiedziała:
- Hej. To jest Jace. - Wskazała na przystojnego chłopaka stojącego przy niej.Był uroczy – ciemne, gęste, kręcone włosy, duże oczy i pełne usta.
 O mój Boże! W pierwszym momencie myślałam, że to... nie to niemożliwe. Bynajmniej tak myślałam, ale to co sie później okazało całkowicie mną wstrząsnęło.